Skutki epidemii COVID-19 w miastach – UK a Polska

ANALIZY SAMORZĄDOWE - BIULETYN SAMORZĄDOWCA 1 / 2021

Artykuł ten jest próbą analizy, jak epidemia Covid-19 wpłynie na brytyjskie centra (handlowe) miast i ich gospodarczą sytuację. Wnioski z brytyjskich doświadczeń mogą być przydatne dla polskich miejskich włodarzy mierzących się z podobnymi problemami.

W porównaniu z Polską, brytyjska ulica handlowa (high street) różni się dwoma głównymi aspektami. Po pierwsze, Brytyjczycy mają zwyczaj robić zakupy na ulicy handlowej, w przeciwieństwie do sklepów skupionych pod dachem jednej galerii handlowej. W konsekwencji, brytyjskie miasta stanowią ośrodki biznesowe oraz handlowe, zazwyczaj położone wzdłuż sieci ulic, która tworzy jedynie luźno skupione centrum. Owe ulice handlowe już od dziesiątek lat, w miarę bogacenia się społeczeństwa, są siedliskiem masowej konsumpcji, co skutkuje wzrostem czynszów za wynajem obliczanych na podstawie liczby konsumentów odwiedzających dany obiekt. Dodatkowo, finansowanie lokalnych samorządów jest oparte, między innymi, na tzw. taryfach biznesowych, który oparty jest na wartości danej nieruchomości. Stąd sklepy zlokalizowane na ulicach handlowych płacą wyższe podatki ze względu na wysoki ruch klientów.
Po drugie, ulica handlowa w UK od lat 50-tych XX wieku jest ujednolicana i pozbawiana wszelkiej indywidualności. Małe, lokalne, rodzinne sklepiki zniknęły, gdyż nie mogły poradzić sobie z konkurencją w postaci sieciówek oraz rosnącymi czynszami. Sklepy sieciowe działające na skalę całego kraju zaopatrują w takie same produkty, ustalają takie same ceny oraz dostarczają konsumentom takich samych doświadczeń, co doprowadziło do tego, że centra wielu miast są bez swoistego charakteru, czy nawet nierozróżnialne i nijakie.
Zakupy online drastycznie zmniejszyły liczbę klientów odwiedzających sklepy: w 2019 r. sprzedaż online wynosiła 19,4% całej sprzedaży i wzrosła o 10,1% w porównaniu z rokiem poprzednim. Sklepy fizyczne nie potrafią się zaadaptować do konkurencji, również przez to, że wysokość i czynszów i podatków nie jest odzwierciedlona w niższych przychodach. Niezaprzeczalnie system podatkowy działa na korzyść sklepów działających online, których magazyny zlokalizowane są poza miastem, gdzie czynsze i podatki są o wiele niższe. Jest to problem, z którym borykają się kolejne rządy, ale nikt nie chce się z nim zmierzyć, przede wszystkim ze strachu o utratę źródła dochodu. W końcu taryfy biznesowe przyniosły 25 mld funtów dochodu na rok. Z kolei centra handlowe odniosły sukces oferując lepsze, scentralizowane połączenie zakupów, gastronomii i rozrywki z łatwym dojazdem oraz darmowym parkingiem. W konsekwencji, „śmierć ulicy handlowej” powiązana z wysokimi kosztami i malejącymi obrotami spowodowana przez trend zakupów online oraz galerie handlowe poza granicami miasta, jest tematem dyskusji od przynajmniej dwóch dekad, gdzie szacuje się, że w ciągu najbliższych lat z ulicy handlowej zniknie 50% sklepów.

I WTEDY PRZYSZŁA EPIDEMIA COVID-19

Narodowa kwarantanna na dwa miesiące kompletnie „wyłączyła” ulicę handlową, a nawet po zakończeniu kwarantanny wielu potencjalnych klientów po prostu przestało chodzić do sklepów. Biznesy, które już od dawna borykały się z problemami, przestały dawać sobie radę i wiele z nim ogłosiło bankructwo. Okazało się również, że ten brak popytu rozprzestrzenił się od handlu na inne formy działalności, nawet tam, gdzie internetowa konkurencja ma mniejsze szanse na ich wyparcie. Ulica handlowa oferuje kawiarnie, fryzjerów, restauracje, bary, czy salony piękności. Tym usługodawcom nie tylko obroty zanikły w czasie kwarantanny, ale również, kiedy na nowo otwarły podwoje, klienci nie odrobili np. tych wizyt u fryzjera, które im wcześniej przepadły, czy też niewypitych kubków kawy. Sklepy mogą sprzedać stary towar z magazynów, a klienci mogą nabyć podobna ilość towarów; branża usługowa nie może retrospektywnie sprzedać zabiegów upiększających, czy też posiłków. Dodatkowo, biura również były zamknięte, a nawet po zdjęciu części restrykcji, często zachęcano swoich pracowników, by pracować z domu. W marcu 2020 szacuje się, że 11% adresów ulicy handlowej zajmowały biura. Wraz z wprowadzeniem kwarantanny sklepy i placówki usługowe nie mogły już polegać na pracownikach biurowych, jako klientach, co spowodowało dalsze obniżenie liczby osób odwiedzających sklepy, spadkiem zakupów pod wpływem chwili oraz kupowaniu obiadu czy lunchu na mieście. W konsekwencji sektor usług stracił i klientów będących na kwarantannie i pracowników po drodze z lub do biura.
Rząd wdrożył działania stymulujące zachęcając klientów do jedzenia w restauracjach poprzez subsydiowanie kosztów posiłku oraz redukcje VATu. Firmy handlowe i usługowe skorzystały na 100% obniżeniu taryf biznesowych. Biznesom borykającym się ze skutkami epidemii przyznane został pożyczki gwarantowane przez rząd, a najemcy byli chronieni przez eksmisją mimo nieuiszczania czynszu. Niestety, te działania miały swoje dalsze konsekwencje. Zostało utworzony wiele fikcyjnych przedsiębiorstw, które nigdy nie będą w stanie spłacić rządowej pożyczki, co niewątpliwie spowolni przyszły wzrost gospodarczy. Wynajmującymi, którzy zostali pozbawieni możliwości pobierania czynszu oraz prawa eksmisji zadłużonych najemców są często fundusze inwestycyjne czy emerytalne, stąd, w efekcie, wielu obywateli straci swe przychody emerytalne. Najprawdopodobniej te „spóźnione” czynsze nie zostaną już uregulowane, a nowe zadłużenie będzie narastać powodując dalsze problemy. Mniejsze dochody z wynajmu również oznaczają mniejsze budżety na remonty i utrzymanie, co będzie prowadzić do dalszego pogorszenia się infrastruktury ulicy handlowej, która już jest w byle jakim stanie ze względu na czynniki omawiane wcześniej.
Długofalowe skutki pandemii, co wielu określa mianem jedynie relatywnie krótkoterminowej katastrofy, nie są jeszcze doznane. Niemniej jednak, obawa, że ta sytuacja do końca już zniszczy ulice handlowe poprzez spadek dochodów, co negatywnie odbije się na czynszach i podatkach, jest całkiem realna. Również wzrośnie liczba pustych lokali handlowych i usługowych, a w konsekwencji dalszy rozkład tkanki miejskiej. Niektórzy widzą to jako zasłużony los dla nieustępliwych i niekompetentnych sprzedawców, którzy zapracowali sobie na upadek, dla zachłannych właścicieli budynków, którzy pozostają głusi na potrzebę bardziej proporcjonalnego czynszu i jako problem spotęgowany przez kolejne rządy nie kwapiące się, by zreformować system podatkowy. Ulice handlowe nie wiedzą, jak radzić sobie z handlem online ani nie potrafią zapewnić interesującego połączenia i doświadczenia zakupów, rozrywki i gastronomii, które jest domeną scentralizowanych galerii handlowych. Wydaje się, że ulica handlowa poddaje się już bez walki.
Oczywiście, nawet jeśli jest to jest zasłużony los, to zapełniłoby to Wielką Brytanię zdegradowanymi centrami miast, niepotrzebnymi budynkami, wynajmującymi nie mogącymi wypłacić dywidend oraz wielką liczbą dogorywających sklepów, z którymi nikt nie ma odwagi skończyć. To naprawdę będzie długi Covid.
Niektórzy twierdzą, że Covid wreszcie zmusi wszystkich – rząd i samorządy, wynajmujących i lokalna społeczność, aby zdali sobie sprawę z nieuchronności zmierzchu ulicy handlowej oraz próbowali coś z tym zrobić. Straty gospodarcze, puste budynki, zmniejszone wpływy z podatku będą bodźcem, by przezwyciężyć tę inercję oraz by wygenerować niższą cenę dla tych, którzy inaczej potrafią wykorzystać nieruchomości – czyjaś plajta zawsze stwarza nowe możliwości.
W miarę spadku cen, alternatywne formy wykorzystania przestrzeni miejskiej zaczną być dostępne finansowo i, jak niektórzy sugerują, renesans miejski w końcu stanie się możliwy. Sklepy mogą być zamienione w budynki mieszkalne, a przyjezdni klienci staną się bazą społeczności, która robi zakupy blisko domu. Samochody i ich zanieczyszczenia mogą być zakazane w centrum miast, a brytyjski problem - brak mieszkań i ich horrendalne ceny – w końcu może zostać rozwiązany.
Prawdą jest, że UK wcześniej już starało się przekształcić sklepy w mieszkania, tak jak i tworzyć mieszaną zabudowę, składająca się z części handlowo-usługowych oraz mieszkań lub biur oraz mieszkań. Żadne z tych rozwiązań nie sprawdziło się – prawdopodobnie dlatego, że głównym czynnikiem determinującym projekt budowlany była wysoka cena gruntów ulicy handlowej, która wymuszała cięcia kosztów projektu, obniżenia jakości budynku oraz zagęszczała zabudowę. Covid może to zmienić, jak sądzą optymiści.
Również pracownicy biurowi są częścią covidowego exodusu. Od wielu lat wiadomo, że praca z domu jest realną formą organizacji pracy, praca w biurach nie jest już niezbędna przez użycie mobilnych technologii, a stosowanie metody „gorących biurek” razem z oszczędnym użyciem przestrzeni redukuje zapotrzebowanie na budynki biurowe. W rzeczywistości, trendy te nigdy nie zostały stosowane na dużą skalę, a pracownicy biurowi dojeżdżający do centrum, jedzący i robiący zakupy na mieście zawsze byli głównym czynnikiem stymulującym ulicę handlową. Ulica handlowa ma niewielkie szanse by przetrwać utratę i klienta i pracownika.
Optymiści znów zwróciliby uwagę na pracowników mieszkających lokalnie, niedaleko od miejsca pracy. Te same lokalne społeczności mogą też ulokować pracowników w pobliskich biurach. Jeśli te „nowe” systemy pracy się przyjmą, wielkie, scentralizowane biura nie będą już potrzebne, a gospodarcze i środowiskowe koszty dojazdów do pracy będą zminimalizowane.
Dla ulicy handlowej, która jest dziś w krytycznym położeniu, ten ostateczny upadek może wieszczyć nadzieję na regenerację. To wersja optymistyczna, bo będzie to wiązało się ze stratą przychodów z podatków dla samorządów, jak również widmem opuszczonych, zaniedbanych budynków. Biura również nie mają płynności. Nawet jeśli firmy wdrożą prace z domu na stale, większość z nich znajduje się w budynkach wynajmowanych na wiele lat w przyszłość lub których są właścicielami. Pozbycie się takiego balastu nie będzie proste, zwłaszcza, że wszyscy będą chcieli zrobić dokładnie to samo, w tym samym momencie.
Skala skutków gospodarczych wywołanych przez epidemię COVID-19 będzie wskazówką dla polskich decydentów, czy i w jaki sposób brać przykład z brytyjskich doświadczeń. Żaden z odnotowanych skutków w UK nie był zaplanowany, a jedynie wynikiem światowej pandemii, jak i decyzji politycznych o różnym stopniu skuteczności. Historyczna dominacja ulicy handlowej przez sklepy sieciowe już dawno się zakończyła. Tego niemal samodzielnie dokonał Amazon. Natomiast jakiekolwiek próby ożywienia ulicy handlowej, tak by mogła konkurować z centrami handlowymi są hamowane przez brak strategicznej własności i kontroli nad różnymi częściami fizyczno-prawnego układu ulicy, odrębnego dla każdego miasta. Ten brytyjski problem wywodzi się z wielowiekowego sposobu użytkowania gruntów, który spowodował wytworzenie szerokiej grupy właścicieli infrastruktury, która była zaprojektowana i zbudowana, aby służyć technologiom z przeszłości. Jest to niewyobrażalne, że rząd, w ramach celowej polityki, pozwoliłby upaść tak wielu firmom, a miastom stawić czoło gospodarczej katastrofie. Jednak nawet jeśli rząd będzie starał się złagodzić skutki gospodarcze, to nagły atak wirusa COVID-19 może być czynnikiem “twórczego niszczenia” Schumpetera. Przez unicestwienie tak wielkiej wartości gospodarczej i uporządkowanie istniejących prawnych sytuacji poprzez plajtę firm, wszyscy zainteresowani mogą wreszcie pomyśleć nad przyszłością ulicy handlowej…jak chcieliby widzieć optymiści.

Dr Timothy Eccles
London South Bank University
Dr Monika Eccles

SPIS TREŚCI

Wydawca: SKIBNIEWSKI MEDIA, Warszawa